Zielona ściana pełna roślin – jak ją zaaranżować?
Rośliny poprawiają samopoczucie i oczyszczają powietrze, dlatego warto mieć je w swoim domu. Zobacz, jak możesz wykorzystać je w aranżacji wnętrz... Czytaj więcej
Namiętność do roślin może na stałe zmienić środowisko, w którym żyjemy. Zarówno w skali mikro - w skali naszego mieszkania, ogródka, biura, jak i w skali makro - naszego miasta, kraju i świata." Felieton Kasi Westerskiej i Michała Depy - roślinnych rodziców z projektu botanicznego ro_ślinka.
Roślinny trend jest stosunkowo świeży. Pantone mianował zieleń kolorem roku dopiero w 2017 i to wtedy Instagram masowo wypełnił się zdjęciami liści. Ludzie zakochali się w roślinach na nowo. Nikogo nie dziwi widok pary dziarsko idącej przez miasto z dużą rośliną w plastikowej doniczce, która już za chwilę będzie postawiona w reprezentacyjnym miejscu w mieszkaniu. Nie dziwi nas też, że w księgarni możemy znaleźć przynajmniej pięćdziesiąt różnych książek o tym, jak nie uśmiercić ukochanej rośliny i jak dobrać ją do wnętrza, z wzajemną korzyścią. Jak się to wszystko zaczęło?
Pierwsze ślady wskazujące na to, że ludzie przenosili przyrodę do wnętrz można znaleźć już na antycznych
obrazach greckich. Oficjalnie ta potrzeba została uwidoczniona na początku siedemnastego wieku, gdy angielski ogrodnik Sir Hugh Plat opublikował swoje teksty o uprawie roślin doniczkowych. To on, jako pierwszy, wspomniał o przeniesieniu ogrodów do ciasnych mieszczańskich wnętrz. Swoje trzy grosze dorzucił później Josiah Wedgwood, prekursor masowej produkcji ceramiki. Wedgwood nie tylko zapoczątkował wielkoskalowe wytwórstwo donic, ale także zaczął na swój sposób dyktować doniczkowe trendy. Według niego idealne naczynie do hodowli roślin powinno być praktyczne, stabilne (ale lekkie), pojemne, uwypuklające piękno roślin. I oczywiście w przystępnej cenie.
Te cechy kojarzyć się mogą z postulatami Dietera Ramsa na temat dobrego projektowania, ale wystarczy spojrzeć na donice Wedgwooda, by wiedzieć, że funkcjonalność nie była na pierwszym miejscu – ustępowała przede wszystkim zdobnictwu. Inaczej traktowano za to same rośliny. Z początkiem ery wiktoriańskiej, czyli ery industrialnych zanieczyszczeń, zaczęły się dla zieleni czasy prawdziwej świetności. Rośliny pojawiły się wszędzie. To wtedy zaczęto tworzyć terraria, domowe szklarnie i pierwsze systemy grzewcze pozwalające symulować warunki lasów tropikalnych, a co za tym idzie – pierwsze palmiarnie. W ten sposób intuicyjnie chciano dać miastom oddech.
Dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku zwrócono uwagę na syndrom „chorego budynku”. Zauważono, że nowoczesne wówczas budowle wpływają negatywnie na zdrowie przebywających w nich ludzi. Hermetycznie uszczelnione, wykończone syntetycznymi materiałami pomieszczenia pełne były zastałego, zanieczyszczonego powietrza. Sprawą zainteresowała się NASA, bo opisane wyżej przestrzenie to także rzeczywistość miejsca pracy astronautów. Przeprowadzone testy wykazały, że obecne w powietrzu szkodliwe związki w łatwy sposób mogą zostać zniwelowane przez kilka gatunków roślin posadzonych w ziemi.
Pod koniec dwudziestego wieku rośliny zostały znów zdegradowane do elementu wyposażenia wnętrz. Zaczęły pełnić w domach funkcję czysto dekoracyjną, która zresztą szybko przestała być atrakcyjna. W rezultacie, całkiem niedawno, wyprosiliśmy zieleń z domów. Zaczęliśmy traktować rośliny w doniczkach jako przeżytek – staroć kojarzącą się ze szkołą, przychodnią czy domem dziadków, gdzie wiecznie sypała się paprotka.
Dziś to podejście się zmienia. Zaniepokojeni pogarszającą się jakością powietrza wracamy do rezultatów badania przeprowadzonego przez NASA. Smog to wyzwanie, któremu
miasta starają się sprostać na wiele sposobów, między innymi poprzez planowanie nasadzeń zieleni.
Drzewa w mieście obniżają temperaturę powietrza, produkują tlen i pochłaniają duże ilości dwutlenku węgla. Jednak najlepsze rezultaty daje połączenie natury z technologią. Efektywnym rozwiązaniem wydaje się berlińska propozycja o nazwie CityTree. To zaprojektowane ekrany składające się z różnego rodzaju mchów, które walczą o czyste powietrze w miastach. Jeden ekran jest tak wydajny jak zasadzone 275 drzew, a zajmuje o 99% powierzchni mniej, rocznie pochłaniając nawet 240 ton dwutlenku węgla.
Potrzeba otaczania się naturą jest bardzo eksplorowana przez dzisiejszych architektów, zwłaszcza w kontekście poszukiwania prywatnych azylów w dużych miastach, gdzie przestrzeni na ogród właściwie nie ma. Projekty duńskiego studia BIG uwzględniają zielone przestrzenie, dając lokatorom nowoczesnych domów wielorodzinnych możliwość posiadania własnego funkcjonalnego ogrodu w centrum miasta. W 2020 roku w Chinach powstanie pierwsze w pełni zielone miasto – Liuzhou Forest City. Zamieszka w nim trzydzieści tysięcy osób, czterdzieści tysięcy drzew i milion roślin.
Te ideały w projektowaniu nie dotyczą tylko przestrzeni dla. Pomyślmy o dawnych ogrodach zoologicznych, które pełne były betonu, metalowych barierek i krat. To powoli relikty przeszłości. Projekt ZOOTOPIA studia BIG zakłada przekształcenie kopenhaskiego zoo w zbiór nowoczesnych ekosystemów pozwalających różnym gatunkom zwierząt przebywać ze sobą w środowisku zbliżonym do ich naturalnego, bez sztucznych barier.
Badacze trendów przewidują, że w niedalekiej przyszłości ograniczymy posiadane przedmioty do niezbędnego minimum. Będziemy bardziej zwracać uwagę na doświadczanie, przebywanie, „trwanie”. W odniesieniu do roślin przełoży się to na dalsze eksplorowanie ich wspaniałych funkcji. Już wiemy, że zieleń znacząco wpływa na nas i nasze otoczenie, udowadniają to też badania naukowe. Wykorzystywanie roślin w świadomy sposób jest częścią składową nurtu biophilic design, w myśl którego powstają nowe projekty architektoniczne i urbanistyczne na całym świecie. A jak to się przekłada na nasze „zwyczajne” korzystanie z roślin? Wciąż najczęściej dobieramy gatunki pod kątem estetycznym, ale na szczęście pojawia się w nas coraz większa świadomość funkcjonalności roślin. Nierzadko zdarza się, że mamy chęć urządzić sobie w sypialni prywatną wytwórnię czystego powietrza. Kusi nas, by sadzić
na balkonach nie tylko miętę, bazylię i ewentualnie pomidorki koktajlowe, ale może też cukinię? Ogórka? Sałatę? Intuicyjnie i na razie trochę po omacku decydujemy się na praktyczne wykorzystanie roślin w przestrzeniach, ale to wspaniały początek do świadomego korzystania z możliwości miejskiego ogrodnictwa. Wszyscy szukamy nieprzetworzonej żywności ze znanych, najlepiej lokalnych źródeł. Już niedługo będziemy – śladami działającego w Singapurze Edible Garden City – tworzyć wspólnotowe ogródki warzywne, którymi zajmować się i z których korzystać będą wszyscy mieszkańcy. Zresztą na małą skalę takie ogródki funkcjonują już też w Warszawie. W biurach – zamiast nudnych, nieinteraktywnych zamiokulkasów – w donicach staną paliki z pomidorami, o które zadbają pracownicy. Rośliny będą pretekstem do spotkania i współdziałania, którego efekty będą (dosłownie) owocować. Obcowanie z naturą wyjdzie poza ramy sporadycznego kontaktu, jaki mamy teraz z wyjętymi z kontekstu roślinami doniczkowymi stłoczonymi w domowych zaciszach.
Namiętność do roślin może na stałe zmienić środowisko, w którym żyjemy. Zarówno w skali mikro – w skali naszego mieszkania, ogródka, biura, jak i w skali makro – naszego miasta, kraju i świata. Dzięki dbaniu o rośliny stajemy się bardziej uważni, wrażliwi i skupieni, a one pomagają nam pielęgnować otoczenie. Dzięki świadomemu budowaniu relacji z roślinami stajemy się lepszymi ludźmi, co prowadzi do lepszego świata w przyszłości.
Roślinni rodzice i propagatorzy zieleni w domach i przestrzeniach publicznych. Prowadzą sklep botaniczny w Poznaniu. Dyskutują, Doradzają, Ratują, Wyszukują, Zdobywają. Pomagają dobrać odpowiednie zielone towarzystwo dla wszystkich - od indywidualistów, po pracowanie, biura i lokalne gastro. Nie wierzą w "rękę do roślin", bo przecież kazdy może z sukcesem zazielenić sobie życie - wszystko, czego potrzeba to serce i dobre chęci!